środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 7

      Hej wszystkim! Ale się ostatnio rozpisałam. Stwierdziłam, że dodam ten rozdział na czas, ponieważ pojawiła się 1 reakcja. Zapraszam do rozdziału 7.
---------------------------------------------------------------------------------------------
                                                               *z pkt. Jane*

      Dokończyliśmy kolację i pojechaliśmy do hotelu. Byłyśmy razem z Nell wykończone, więc od razu się przebrałyśmy i poszłyśmy spać. Ja jednak nie usnęłam od razu, bo ciągle byłam jeszcze podekscytowana dzisiejszym dniem. W końcu jednak oddałam się tej błogiej czynności i odpłynęłam...
      Obudził mnie mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Była 8:00 rano i dzwoniła do mnie mama. Czego ona chciała o tej godzinie?
- Halo? - powiedziałam odbierając zaspanym jeszcze głosem
- Jane! Miałaś do mnie zadzwonić gdy dolecisz! Usłyszałam w wiadomościach, że samolot, który leciał do LA się rozbił i wszyscy zginęli! - powiedziała załamanym głosem i po chwili dodała, nie dając mi dojść do słowa - Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś. Myślałam, że nie żyjesz!
- Mamo, wszystko OK. Telefon wcześniej miałam rozładowany, a wczoraj zapomniałam go wziąć na kolację, a gdy wróciłyśmy z Nelly byłyśmy tak wyczerpane, że od razu poszłyśmy spać. I jak słychać, ja żyję. Więc nie ma się o co martwić. I na drugi raz zadzwoń jakieś pół godziny później dobra? - powiedziałam spokojnym głosem wchodząc do łazienki, by nie obudzić Nelly moim gadaniem.
- Dobrze, ale po tym co usłyszałam, chyba miałam prawo się martwić, prawda?
- Tak, oczywiście... - powiedziałam ziewając. Oparłam czoło o chłodne kafelki licząc, że mi to pomoże nie zasnąć
- Jane, nie usypiaj jeszcze. Chciałabym cię o coś prosić
- Spoko, o co?
- Słuchaj, ja wiem że gwiazdorzy są pociągający i tak dalej, więc gdybyś chciała z którymś ten teges, to pamiętaj o prezerwatywie.
- Mamo! Nie jestem puszczalską dziewuchą, która idzie z facetem do łóżka po 2 dniach znajomości! - powiedziałam oburzona.
- Wiem, ale gdybyś jednak zmieniła zdanie, to pamiętaj...
- Dobrze, będę pamiętać - powiedziałam nie dając jej dokończyć. Nienawidziłam rozmawiać na temat seksu razem z mamą. Traktowała mnie w tej sprawie jak 8-letnie dziecko, które nic nie wie na ten temat - Czy to wszystko co chciałaś mi powiedzieć? Bo widzisz, chciałabym się ogarnąć zanim zejdę na śniadanie.
- Nie, chciałam cię jeszcze o coś prosić.
- To proś, tylko szybko, bo zaraz usnę na stojąco.
- Chciałabym, żebyś zaraz po powrocie do polski poleciała do Paryża spotkać się z dziadkami. Mają ci coś do powiedzenia w sprawie twoich mocy i nie tylko.
- Mamo, a mogłabyś mi podać ich adres? - powiedziałam wchodząc po cichu do pokoju i szukając jakiejś kartki i czegoś do pisania.
- A po co ci on, skoro jesteś w Los Angeles?
- No bo widzisz mamo, chłopcy z BTR zabrali nas do Paryża i właśnie siedzimy w hotelu, a wczoraj byliśmy na kolacji na Wieży Eiffela.
- Naprawdę?! Byłaś na Wieży Eiffela?! I jakie widoki?
- Cudowne mamo. To podasz ten adres? - powiedziałam lekko zniecierpliwiona
- Dobrze, dobrze, już - powiedziała i podała mi adres, a ja go zapisałam. Nie wiem czy dobrze, ale zapisałam to tak jak słyszałam. Nie umiem mówić, a co dopiero pisać po francusku. Jedyne, co umiem, to Je t'aime, co oznacza kocham cię. W każdym razie o poprawną pisownię zawsze można zapytać Rose.
- A podałabyś mi jeszcze ich numer telefonu? Chciałabym wiedzieć, kiedy im pasuje.
- Dobrze - zaczęła podawać mi dwa numery. Jeden do babci, a drugi do dziadka.
- Dzięki - spojrzałam na zegarek. Była 8:15 - Mamo, muszę kończyć, bo muszę się jeszcze ubrać itd. i jeszcze pozwolić Nell też się ogarnąć, a śniadanie mamy o 9:30.
- Dobrze, zadzwoń potem i powiedz, o czym dziadkowie ci powiedzieli. Chcę być na bieżąco.
- Dobra, spoko. To pa - powiedziałam i rozłączyłam się, nie dając jej dość do słowa. Nie chciało mi się teraz z nią rozgadywać. Poszłam do łazienki się umalować, uczesać i ubrać. Gdy wyszłam, była 8:45, a Nell już wstawała.
- Hej, właśnie się zastanawiałam, gdzie jesteś. Nigdy nie wstajesz przede mną. Coś się stało?
- Nie, co się miało stać? O 8:00 zadzwoniła moja mama i tym samym mnie obudziła, nie pozwalając mi dalej spać.
- A no tak, słyszałam jakąś muzykę, ale poszłam dalej spać. Jestem wykończona.
- I tak też wyglądasz. Nie obraź się, ale wyglądasz jak pół dupy zza krzaka.
- Tak też się czuję. Chyba mam kaca...
- Kaca? Ty? Jaja sobie ze mnie robisz? Ile ty niby tego wina wypiłaś?
- Cóż, nie dużo, kilka kieliszków, ale czuję się, jakbym była na wielkim kacu...
- A ile DOKŁADNIE wypiłaś?
- Nie wiem, może jakieś 7-10 kieliszków?
- Ile?!
- Jejku, może trochę przesadziłam, może to było jakieś 5-7 kieliszków...
- To i tak dużo jak na ciebie...
- Wiem...Dobra, to ja lecę się ogarnąć, poczekasz na mnie nie?
- No przecież
- OK - Gdy Nell wyszła, była 9:20. Wyglądała już lepiej, lecz wciąż nie najlepiej. W tym momencie ktoś do nas zapukał.
- Proszę! - powiedziała Nelly
- To my - to był Logan i James - przyszliśmy sprawdzić, czy idziecie na śniadanie. Pomyśleliśmy, że jeżeli tak, to możemy po was przyjść i was zaprowadzić, bo zakładam, że nie wiecie gdzie jest jadalnia? - pokiwałyśmy przecząco głową na pytanie Logana.
- To jak? Gotowe? - spytał James
- Tak - powiedziałyśmy obie. Zaczynam się zastanawiać, czy nie jesteśmy jakoś duchowo powiązane...Gdy wyszłyśmy z pokoju, reszta już czekała. Widać było wyraźnie, że Lynn jeszcze śpi. Była praktycznie nieprzytomna. Gdyby nie to, że opiera się o Carlosa, to już dawno leżałaby jak długa na podłodze. Ciekawe co(lub kto)ją tak wymęczyło...Wolałam teraz o tym nie myśleć. Śniadanie było normalne. Myślałam, że skoro to jest taki drogi hotel, to nawet śniadanie będzie po królewsku. Cóż, w pewnym sensie było, bo jeszcze nigdy nie widziałam, żeby na śniadaniu na stole była taka ilość jedzenia, ale poza tym wszystko było normalne.
      Po wejściu do pokoju usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć, o czym dziadkowie chcą ze mną porozmawiać
- Jane, źle się czujesz?
- Nie, a czemu?
- No bo siedzisz taka zamyślona i nic nie mówisz...Normalnie to byś jeszcze opowiadała o wczorajszym wieczorze i w ogóle...
- Nic mi nie jest, po prostu gdy mama dzisiaj zadzwoniła, powiedziała mi, że mam się spotkać dziadkami, bo chcą mi coś powiedzieć.
- Naprawdę? Co takiego?
- Nie mam pojęcia. Mam ich numery i zaraz się dowiem - powiedziałam szukając któregoś numeru w kontaktach. Pierwsza była babcia, więc zadzwoniłam do niej. Umówiłam się z nią na dzisiaj. Nie dowiedziałam się niczego poza tym, że to coś ważnego i że mam przyjść z Nelly, bo to dotyczy nas obu. Spojrzałam na zegarek. Była 10:10. Miałam jeszcze trochę czasu do naszego spotkania, bo umówiłam się na 13:00.
- No i co powiedziała? - spytała Nelly wyraźnie zaciekawiona
- Tylko tyle, że to ważne i że to dotyczy nas obu, więc musimy się z nią spotkać razem.
- Ciekawe o co chodzi...To gdzie i o której?
- U nich w domu o 13:00. Mam ich adres, ale zapisałam go tak jak słyszałam. Trzeba poprosić Rose, żeby nam zamówiła taksówkę i podała adres taksówkarzowi.
- Aha. To może niech z nami pojedzie? Jestem pewna, że twoja babcia nie miałaby nic przeciwko obecności Rose. Rose jest przecież dobrze wychowana.
- Tak, to nie jest głupi pomysł. Ale najpierw jeszcze raz zadzwonię do babci i się zapytam. Wolę się upewnić.
- Dobrze.
      Babcia powiedziała, że jeżeli Rose nie przeklina itd. to może przyjechać, ale nie będzie mogła uczestniczyć w naszej rozmowie. Powiedziała, że dziadek ją czymś zajmie. Poszłyśmy więc do pokoju Rose i Kendalla. Tym razem zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam głos R i K. Weszłyśmy i poprosiłyśmy, aby Rose na chwilę z nami poszła do naszego pokoju. Gdy już się tam znalazłyśmy, powiedziałyśmy jej tylko tyle, że mamy kłopoty z adresem i czy mogłaby z nami pojechać. Zgodziła się. Pokazałyśmy jej adres i powiedziała, że to jakieś 15 minut drogi autem, ponieważ na tej samej ulicy ma znajomych, a już kiedyś była w Paryżu.
      Gdy dojechałyśmy, moim oczom ukazał się ogromny dom. Był przepiękny. Zastanawiałam się, czy to dobry adres, ale w tym momencie z domu wyszli babcia i dziadek. Nie mogłam uwierzyć w to, że żyją w tak pięknym domu.
- Jane, skarbie, jesteś! Tak dawno cię nie widziałam. Strasznie się cieszę na twój widok - powiedziała babcia cała rozpromieniona. Tak szybko do mnie biegła, że dziadek nie umiał za nią nadążyć. Kiedy w końcu do nas podszedł i przerwał w końcu te uściski mojej babci powiedział:
- Również się cieszę że jesteś, Jane. Oh, widzę, że przyprowadziłaś Nelly i dwie równie urocze młode damy - mówiąc to podchodził do Rose, Nell, Lynn i całował je w ręce, a na końcu podszedł do mnie, pocałował w rękę i przytulił. Dziadek był po prostu gentlemanem. Jak byłam mała, to lubiłam się z nim bawić w zamek. Ja byłam księżniczką, a on księciem. No itd. Teraz jestem już na to za stara.
- Boże, gdyby na świecie byli tacy gentlemani to świat byłby dużo prostszy - powiedziała Rose dość głośno, byśmy mogły ją usłyszeć, ponieważ obok niej stała Lynn, a ona dalej ma w sprawie swojego życia obawy, więc się od niej trochę odsunęła.
- Jak chcesz żyć, to możesz stanąć koło mnie - powiedziałam.
- Z przyjemnością - podeszła do mnie robiąc duży łuk obok Lynn. Śmiesznie to wyglądało. Zresztą dziwię się trochę, że Rose dalej się jej tak boi, no ale w sumie to ona była z nią w pokoju, a nie ja, więc nie mam prawa się chyba na temat wypowiadać.
- Cholera, Rose, ja wtedy tylko tak gadałam. Z rana jestem po prostu nieprzytomna i gdy ktoś mnie budzi, jestem trochę agresywna, więc zażartowałam, że niechcący mogłabym cię zabić albo poranić.
- Na pewno tylko żartowałaś?
- Tak. Więc sztama?
- Sztama... - powiedziała Rose niepewnie podchodząc do Lynn i chwytając jej rękę.
- Ale nie myśl, że wrócę do twojego pokoju. Z chłopakami mi się świetnie mieszka. Może poza tym, że ja i Carlos mamy mało prywatności i przez to nie możemy - Lynn spojrzała na moich dziadków i już dalej powiedziała coś Rose na ucho. Można się domyślić co. Fajnie, że się dogadały.
- Jane, mówiłaś mi, że przyprowadzisz tu tylko Nelly i...Rose. Kim jest trzecia dziewczyna? - powiedziała babcia patrząc na Lynn
- To jest Evelynn. Nie mogłyśmy, a raczej nie chciałyśmy jej zostawiać. Dużo by gadać czemu. W każdym razie, dziewczyny nam się przydały. Rose świetnie zna francuski, a Evelynn nam załatwiła taksówkę. Nikt nie chciał się zatrzymać, więc gdy jechała następna taksówka, po prostu wyszła przed nią i czekała aż się zatrzyma. Jeszcze chwila i by w nią uderzył. Gdy chciał jechać dalej, nie pozwoliła na to znowu przed nim stając. Facet nie pojechał, bo bał się ją potrącić, to pewne. W tym czasie Rose powiedziała, że nam się spieszy, i że jak nas zawiezie, to dostanie podwójną zapłatę.
- O czym gadacie, czemu usłyszałam moje imię i dlaczego nic nie rozumiem z waszych dialogów? - spytała z udawanym oburzeniem Lynn. Świetnie jej to wychodziło. Naprawdę dobrze wybrała kierunek studiów.
- Ponieważ mówimy po polsku, ale przy was możemy mówić po angielsku - powiedział mój dziadek po angielsku z uśmiechem na ustach. Powiedziałam więc to samo co powiedziałam wcześniej po angielsku. Na szczęście babcia i dziadek kiedyś uczyli się angielskiego razem ze mną, a potem kontynuowali naukę tutaj, w Paryżu i dlatego wszystko rozumieją. Francuski również bardzo dobrze znają, ale nie mam pojęcia skąd. 
      Weszliśmy do środka. Tam było cudownie, po królewsku. Skąd oni mają tyle kasy? Nie chciało mi się zbytnio teraz o tym myśleć. Babcia zaprowadziła mnie i Nell do swojego gabinetu, a dziadek został z Rose i Lynn. Współczuję im, że nie wiedzą, że dziadek czyta w myślach. Najbardziej boję się o Lynn. Przecież ona nie jest typem grzecznej dziewczynki, więc jakie muszą być jej myśli? Nie mam ochoty się tego dowiedzieć.
- Usiądźcie proszę.
- O czym chciałaś z nami pogadać babciu?
- To się tyczy waszych mocy - zamarłam. 
- Czy wypowiedziałaś słowo "waszych" obok słowa "mocy"?!
- Tak, czemu cię to dziwi? - babcia była wyraźnie zdziwiona, lecz po chwili wyglądała, jakby doznała oświecenia i powiedziała:
- Rozumiem. Czyli nie wiedziałaś o tym, że Nelly ma moc, tak samo jak ty?
- Nie... - teraz sobie przypomniałam - Znaczy się, słyszałam jak Nell myślała o jakiejś mocy, ale nic więcej nie wiem...
- Słyszałaś jak Nelly myślała? To wspaniale! - wstała i mnie przytuliła - To o jakiej mocy myślała Nelly?
- Nie wiem, bo gdy usłyszałam jej myśli, to nie słyszałam zbyt wiele, bo tam było coś jakby blokada, a chwilę później zemdlała.
- Dlaczego zemdlała?
- Ech, dużo by gadać. W każdym razie, to było z wrażenia.
- Aha...No ale ta blokada się zgadza. To jedna z jej mocy.
- Jedna z mocy? Mówisz o blokadzie? I jakie jeszcze moce ma?
- Więc tak: blokada polega na blokowaniu swojego umysłu przed innymi mocami. Właśnie dlatego nie mogłaś się dostać do Nelly we śnie. A to, że odczytałaś jej myśli, to już inna sprawa, o której później pogadamy. Jej druga moc polega na poruszaniu przedmiotami poprzez umysł. Na przykład gdy jest wściekła, może nawet rozbić przedmioty wokół siebie. Jeszcze tego nie opanowała. Gdy już to zrobi, nie będzie rozbijała szkła przy pierwszej lepszej złości.
- Przepraszam że się wtrącam, ale mówicie o mnie, jakby mnie tu w ogóle nie było - powiedziała Nelly
- Jejku, zapomniałam o tobie, sorry.
- Spoko. Mam jeszcze trzecią moc. Mogę się szybko przemieszczać. 
- Jak szybko?
- Bardzo. Pokazać?
- No jasne! - wstałyśmy, wyszłyśmy do ogrodu i Nell zaprezentowała mi swoją niezwykłą szybkość. Też bym tak chciała...
- Wspaniale Nelly! Cieszę się, że już to w pełni opanowałaś. Teraz jeszcze tylko musisz opanować te rozbijanie rzeczy wokół siebie moja wnuczko- powiedziała moja babcia
- Sorry, ale czemu powiedziałaś do Nell "wnuczko"?! Przecież nie jesteście spokrewnione...Prawda?
- A właśnie, bo wy nie wiecie. Jesteście przyrodnimi siostrami.
- Że jak?! - powiedziałyśmy obie
- No tak. Chodźcie, wszystko wam wyjaśnię.
- Dobrze
      Gdy obróciłyśmy się w stronę drzwi do gabinetu, zobaczyłyśmy w nich Lynn i Rose, oraz zdyszanego dziadka, który próbował je teraz odciągnąć do środka. Ja i Nell podbiegłyśmy szybko do nich, zostawiając babcię w tyle.
- Nell, to co zrobiłaś było zajebiste! Jakim cudem przemieszczałaś się tak szybko? Nauczysz mnie tej sztuczki? - powiedziała Lynn nie dając się odciągnąć dziadkowi
- Yyy...dziewczyny, wy to widziałyście? Co wy w ogóle robicie na dole? Przecież miałyście być z dziadkiem u góry - powiedziałam
- No cóż, twój dziadek był tak zajęty opowiadaniem o czasach, w których żył, że nawet nie zauważył, kiedy wyszłyśmy. Poza tym, podsłuchałyśmy część waszej rozmowy z twoją babcią, Jane. Wytłumaczycie nam łaskawie o co chodzi z tymi całymi mocami? - powiedziała Rose zakładając ręce na piersi i czekając na odpowiedź. To samo zrobiła Lynn.
- Słuchajcie, wszystko wam wytłumaczymy, ale wejdźmy do gabinetu. Nie będziemy przecież stały w drzwiach.
- Dobra - powiedziały obie siadając na kanapie w gabinecie. Po chwili dołączyli do nas babcia i dziadek.
- Na pewno chcecie im wszystko opowiedzieć? - powiedziała babcia chwytając mnie i Nell za ramię
- Tak - odpowiedziałam, a Nell przytaknęła.
- Dobrze - teraz zwracając się do dziewczyn powiedziała:
- Jak macie na nazwisko? I jak się nazywały wasze matki?
- A po co pani to? - spytała Lynn
- Cóż, przypominacie mi pewne kobiety, więc jestem ciekawa.
- Ja jestem Rose Cast. Moja mama nazywa się Amanda Cast - Rose szturchnęła Lynn, żeby teraz ona odpowiedziała
- Ech, no dobra. Jestem Lynn...znaczy się Evelynn Cole. Moja mama ma na imię Diana Cole.
- Boże...a macie może zdjęcia waszych mam?
- Ja tak, a ty Lynn?
- Ja też - powiedziała i dziewczyny pokazały babci zdjęcia. 
- O matko...No cóż, musicie z nami zostać i mnie wysłuchać. Potem Jane i Nelly powiedzą wam o swoich mocach. Teraz musicie posłuchać co ja mam do powiedzenia. Nelly, Jane, też posłuchajcie, to ważne.
- Dobrze - powiedziałyśmy całą czwórką.
- Wy wszystkie jesteście przyrodnimi siostrami
- Co?! - krzyknęłyśmy wszystkie. Ja i Nell musiałyśmy z wrażenia usiąść. Babcia zaczęła nam tłumaczyć. Dowiedziałyśmy się, że mój tata jest ojcem nas wszystkich. Nieźle. Najpierw był z Amandą, mamą Rose i przez rok się opiekował Rose, ale gdy Amanda się dowiedziała, że mój tata ma moce itd, to go wyrzuciła z domu. Uznała go za potwora. Zaraz potem był z Dianą, mamą Lynn. Gdy Diana była w ciąży, powiedział jej wszystko, ale ona go wyrzuciła bo uznała go za chorego psychicznie. Później mama Nell raz zdradziła swojego męża z moim tatą. On i tak jej powiedział co potrafi, a ona mu częściowo uwierzyła. W końcu trafił na moją mamę. Zanim związał się z nią na poważnie, powiedział jej o mocach, a ona mu całkowicie uwierzyła. No i w ten sposób jesteśmy przyrodnimi siostrami. Nieźle. Trochę trudno w to uwierzyć.
- Ale z tego wynika, że powinnyśmy mieć jakieś moce. Co nie? - powiedziała Lynn
- Niekoniecznie. Gdy ktoś z mocami będzie mieć dziecko z kimś bez mocy, to jest 50% szans że dziecko będzie mieć moce, jak i 50% szans że nie będzie mieć mocy. Lecz gdy się nie ma mocy, jest możliwość łączności z jakimś żywiołem. 
- Jakim?
- Jest ich 5.
- A jakie są te żywioły?
- Ogień, woda, ziemia, powietrze i noc.
- Noc? To można zaliczyć do żywiołów?
- Tak.
- Aha... - w tym momencie komórka Lynn zadzwoniła. To, co się teraz stało z Lynn, zdziwiło mnie na maksa. Nic mnie już chyba po tym nie zaskoczy...

                                                             *z pkt. Lynn*

- Aha... - w tym momencie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. To był Carlos. W tym momencie zrobiło mi się ciepło.
- O kurde! Lynn! Ty płoniesz! - powiedziała Rose
- Płonę? O co ci chodzi?
- Chodzi mi o to! - powiedziała wskazując moje ręce. Spojrzałam na nie.
- O kurwa! Co to ma być?! - ja płonęłam na serio. Ale mnie to w ogóle nie bolało. Ani nie piekło. Czułam tylko ciepło.
- Spokojnie dziewczynki, to tylko dar łączności z ogniem.
- Na serio? - zapytałam
- Tak
- A jak się zacznie płonąć, to jak to wyłączyć?
- Chyba raczej ugasić. Po pierwsze: nie denerwuj się. Oddaj telefon
- Ja się nie denerwuję. I dlaczego mam oddać mój telefon?!
- Po prostu mi go daj.
- No dobra... - podałam jej telefon. Wkurzyło mnie to.
- Albo może lepiej go zatrzymaj...wygląda na to, że nie zaczęłaś płonąć z powodu złości.
- No to z powodu czego?
- Nie wiem, ale zaczęłaś płonąć, gdy zobaczyłaś kto dzwoni. Więc kto to był?
- Carlos, mój chłopak.
- Chłopak?! - dziewczyny były wyraźnie zdziwione.
- No co? Jest pociągający, więc jak mogłabym mu odmówić?
- A więc o to chodzi...Powiedz Evelynn, jesteś na niego napalona?
- Tak, od wczoraj, ponieważ ktoś nie raczył zapukać i straciłam wtedy ochotę na seks z nim, a teraz gdy tylko go widzę jestem na niego jeszcze bardziej napalona.
- No cóż, Jane, Nelly i Rose muszą pomóc ci opanować twój żywioł, ponieważ jutro ja i dziadek lecimy do Włoch na tydzień, więc nie będziemy w stanie prowadzić zajęć z opanowywania mocy.
- Dobrze - powiedziałyśmy chórem
      Moje życie staje się coraz ciekawsze. Najpierw poznanie BTR, potem niedoszły seks z gorącym Carlosem, a teraz posiadanie łączności z ogniem. Według mnie, ten żywioł pasuje do mnie najlepiej. Ciekawe co się będzie działo dalej...
---------------------------------------------------------------------------------------------
      I jak się podobało? Piszcie w komentarzach co sądzicie o tym rozdziale i co według was się będzie dalej działo. Jestem ciekawa waszych pomysłów. Następny rozdział dodam wtedy, gdy zobaczę chociażby jeden komentarz albo jedną reakcję. Do zobaczenia
                                                        Janey^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz