piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 23

      Witam, witam wszystkich! Słuchajcie, mam dzisiaj tak strasznie dobry humor! Po rozdziale dowiecie się z jakiego powodu ;) A teraz, nie przedłużając, nacieszcie umysły rozdziałem, w którym dowiecie się kilku interesujących rzeczy...
----------------------------------------------------------------------------------
                                                        *z pkt. Raven*

-Oszalałaś?! - wykrzyknął Tom, gdy Halston skończyła przedstawiać nam swój istnie diabelski plan - Chcesz, żeby te dziewczyny się pozabijały czy jak?!
- Skądże. Chociaż muszę przyznać, że to byłoby bardzo korzystne dla nas - odpowiada z przerażającym błyskiem w oku - Zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Więc, podoba Wam się mój plan?
- Tak - odpowiadam jednocześnie z Tomem
- Idealnie. Macie jakieś pytania co do planu?
- Ja mam jedno - mówię - Czy gwarantujesz, że ich związki się rozpadną? To znaczy, chodzi mi o to, że Nicole nie jest jakąś naiwną blondyneczką. Jakby na to nie patrzeć, ma swój rozum i nie sądzę, by tak po prostu zażyła narkotyk, który mam jej podać
- Wyluzuj kochana, ten plan uda się na 100%. Poza tym, nie podasz jej go tak po prostu. Wsypiesz go jej do picia. Nie ma takiej opcji, żeby się to nie udało. Trzeba jedynie zadbać o to, by byli z Wami chłopcy z BTR i wszystko pójdzie jak po maśle.
- Jak mam sprawić, żeby się tam zjawili? Są teraz z powrotem w Los Angeles, nie wiadomo kiedy wrócą. A tak w ogóle, to przecież uciekłam z tego domu
- To wrócisz. Powiesz, że emocje Cię poniosły czy coś w tym stylu, przeprosisz i poprosisz o wybaczenie. Potem będziesz się modlić, by Cię przyjęły z powrotem, a gdy to już się stanie, to namówisz je jakoś do tego, żeby skłoniły BTR do przyjechania
- To brzmi tak łatwo - stwierdził Tom
- To jest łatwe. Wystarczy tylko dobrze zacząć.
- No nie wiem. Wydaje mi się, że w tym planie czegoś brakuje, jakiegoś szczegółu... - mówię niepewnie
- Niczego nie brakuje! To plan idealny! - wkurzyła się Sage. Po chwili trochę bardziej się opanowała - Słuchajcie, tu nie ma co pójść źle. Ty - wskazała na mnie - chcesz Logana. Ty - wskazała na Toma - chcesz Jane. Ja chcę Jamesa. Obydwa związki rozpadną się za sprawą jednej dziewczyny, Nicole. Stanie się tak na pewno, gdy Jamie zobaczy swoją dziewczynę flirtującą z jego przyjacielem. Tak samo zareaguje Jane na widok swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki razem. Macie to jak w banku.
- Dobra, a jaka moja będzie w tym rola? - spytał Tom
- Ty będziesz pocieszycielem. Jane na pewno wpadnie w depresję. Idealna okazja do flirtu z nią, czyż nie? A ty, Raven, będziesz pocieszać Logana. Ja oczywiście zajmę się pocieszaniem Jamesa.
- A co się stanie z Nicole? Przecież to praktycznie ta sama dziewczyna, co Nell
- Wszyscy się od niej odwrócą. Logiczne, prawda? - przytakujemy - Macie jeszcze jakieś wątpliwości? - żadne z nas się nie odezwało - To dobrze. Czas wcielić nasz plan w życie. Raven, to od Ciebie zależy, czy to się uda, czy nie. Musisz tylko poudawać skruchę, załatwić sobie miejsce z powrotem w domu i ściągnąć chłopaków do Paryża. Nic wielkiego. Na pewno Ci się uda, kochaniutka. Wierzymy w Ciebie, prawda, Tom?
- Tak - odpowiedział bez zawahania
- Dobrze. Więc idę. Dam Wam znać, czy to kupiły - powiedziałam i wręcz pobiegłam do domu dziadków. Myśl o tym, że już wkrótce Logan będzie tylko mój dodawała mi skrzydeł

                                                         *z pkt. Jane*

      Po jakimś czasie, który zdawał się wiecznością, byłam już niezdolna do płaczu. Po części dlatego, że nie miałam już sił.
- Chyba się kompletnie wysuszyłam, bo nie mam już czym płakać - zaśmiałam się
- No i widzisz? Mówiłam Ci, że potrafię doprowadzić ludzi do łez - również zaczęła się śmiać. Po chwili spoważniała - A tak na serio, to wszystko już dobrze?
- Nie - odpowiedziałam szczerze - Po raz drugi straciłam tą samą przyjaciółkę. Co jest ze mną nie tak, co? Po jakimś czasie każdy się ode mnie odwraca - chciałam zapłakać, ale na prawdę nie miałam już czym
- Ja jestem chyba wyjątkiem. Znamy się już tyle lat, a przecież wciąż się ze sobą przyjaźnimy, prawda? A z Tobą jest wszystko w porządku. Nie myśl o tych, którzy Cię zostawili. Skoro odeszli, to znaczy, że nigdy nie byli Ciebie warci. Pamiętaj, nie należy żyć przeszłością czy przyszłością, ale teraźniejszością. Liczy się tu i teraz. Nie rozpamiętuj tego, co przeżyłaś, ani nie myśl, co się kiedyś stanie. Żyj chwilą
- Wow. Nie sądziłam, że to możliwe, ale chyba jednak byś się nadawała na psychologa.
- Och, no wiem. Jeszcze chwila i się kurde zarumienię - zaczęłam się śmiać, a ona kontynuowała - Dziękuję za ten komplement. Wiadomo, że się nadaję. No przecież.
- No przecież - powtórzyłam, zapominając kompletnie o sprawie z Ray
      Po kilku minutach takiego wygłupiania się zeszłyśmy na dół. Gdy tylko dziewczyny nas zobaczyły, od razu podbiegły do mnie. Zauważyły, że płakałam i pytały czy wszystko dobrze. W końcu Lynn powiedziała:
- To przez Raven, prawda? Co za suka. A ja jej jeszcze chciałam pomóc. Ale ze mnie idiotka - zrobiła tak zwany "facepalm"
- Pomóc? W czym? - zainteresowałam się. Wszystkie przeniosłyśmy się do salonu i rozsiadłyśmy się na kanapie i w fotelach.
- Właściwie to Jake'owi. Bo widzicie, on się w niej zakochał. To piżama party było po to, żeby się dowiedzieć, czy ona czuje to samo do niego. No, ale jak widać, wszystko się spierdoliło - Rose popatrzała morderczo na Lynn - No co?
- Gdyby nie ty, to Jane nie byłaby załamana, a nasza piąta przyrodnia siostra nie szwendałaby się teraz wkurzona po mieście. Będzie mieć łączność z Nocą i nie wiadomo, czy dzięki temu nie będzie nas chciała zabić!
- Prędzej czy później i tak by się dowiedziała, że Jane chodzi z Loganem. Wolałabyś, żeby odstawiła taką szopkę na ich weselu? Wtedy wszystko spierdoliłoby się jeszcze bardziej
- Spokój do jasnej cholery! - zawołałam, a one zamilkły - Obydwie macie rację. Gdyby nie Lynn, to nie wypłakałabym wszystkich łez, jakie miałam na zbyciu, ale Ray prędzej czy później by się dowiedziała i rzeczywiście nie chciałabym, żeby się tak wkurzyła na ślubie moim i Logana - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek sygnalizujący, że ktoś chciałby wejść do domu. Poszłam sprawdzić, kto to, bo miałam nadzieję, że to dziadkowie. Jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy się okazało, że to nie kto inny jak ONA
- Jane, ty płakałaś? Przeze mnie? - spytała
- Tak i tak - odpowiadam patrząc na przestrzeń ponad jej ramieniem. Im dłużej stoi przede mną, tym bardziej mam ochotę jej przyłożyć - Po co wróciłaś?
- Zostawiłam parę rzeczy, więc... Mogę wejść? - zapytała po chwili milczenia
- Jasne. Weź swoje rzeczy, a potem spadaj - usłyszałam głos Lynn dochodzący zza moich pleców
- Okej - odpowiada cicho i pędem udaje się na górę
- Zauważyłaś? - wyszeptała mi Lynn
- Co takiego? - nie rozumiałam, o co jej chodzi
- Miała podpuchnięte oczy, tak jak ty. To oznacza, że płakała.
- Sugerujesz, że powinnam dać jej szansę?
- Tak - odpowiada za Lynn Rose która się właśnie zjawiła - To w końcu nasza siostra, a kiedyś była Twoją najlepszą przyjaciółką. Widzę, że cierpisz, więc może warto dać jej szansę?
- Nie sądzę - mówi Lynn - Przysporzyła jej już zbyt wielu zmartwień. Gdyby to mnie spotkało, miałabym ją głęboko w dupie. Dziewczyna nie jest mnie warta i tyle. Jeśli by mi udowodniła, że jej zależy na naszej przyjaźni, to może zmieniłabym zdanie, z naciskiem na "może"
- A może pozwolicie, by Jane sama zdecydowała? - odezwała się Nell, która, jak sobie właśnie uświadomiłam, stała tu od samego początku
- Znowu macie rację obydwie - mówię - Mam dość tego, że ciągle mnie porzuca i mam ochotę jej zdrowo jebnąć, ale skoro mówisz, że wyglądała jakby płakała, to myślę, że żałuje tego i chyba jestem w stanie dać jej szansę.
- No bez jaj - powiedziała zrezygnowana Evelynn, jednocześnie z zachwyconą Rose:
- Tak trzymaj
- Miejmy nadzieję, że postąpiłaś właściwie - wyszeptała mi Nell na ucho. Chciałam zapytać, co dokładnie ma na myśli, ale właśnie zeszła Ray
- Komitet pożegnalny. Jak miło z Waszej strony - powiedziała zatrzymując się przed nami
- My nie... - zaczęła Lynn, ale Rose ją nadepnęła, tym samym zabierając głos:
- Posłuchaj, nie do końca rozumiemy Twoją reakcję na wieść o chłopaku Jane. To znaczy, rozumiemy, że również coś do niego czujesz, jednakże nie rozumiemy, dlaczego aż tak się zdenerwowałaś
- Emocje mnie trochę poniosły... Słuchajcie, jestem samobójczynią
- Jak widać niedoszłą. Jakbyś była samobójczynią, to byś już raczej przed nami teraz nie stała, mam rację? - przerywa jej Lynn
- Tak... Więc, jestem kilkukrotną niedoszłą samobójczynią, a ponadto chodzę na wizyty do psychologa. Zakładam, że diagnoza lekarzy jest słuszna i mam lekki problem z panowaniem nad złością
- Lekki? Jaja sobie robisz? Wyglądałaś jakbyś nas miała zajebać i prawie rozpierdoliłaś drzwi! Ty to nazywasz "lekkim problem z panowaniem nad złością"? Mnie jakoś na to nie wyglądało, nie sądzicie, dziewczyny? - ja i Nell przytakujemy, a Rose chyba zrezygnowała z próby pojednania nas
- Pewnie masz rację. W każdym razie, miałam nadzieję, że może mogłabym, hm... Tu wrócić, do Was?
- No chyba n... - zaczęła Evelynn, ale Rose się wcięła
- Tak, mogłabyś. Z chęcią damy Ci szansę, prawda, Lynn? - powiedziała ze szczególnym naciskiem na ostatnie słowa
- Po moim... Aaa! - Lynn stała się... Mokra. Chwilę potem zaczęła parować - Rose! Ciebie już do reszty posrało?!
- Nie wiem o czym mówisz - zbyła ją Rose
- Już ty doskonale wiesz! Masz nigdy więcej tego nie robić!
- Bo co mi zrobisz?
- To! - powiedziała, po czym się zapaliła i dotknęła ramienia Rose, które natychmiast zaczęło parować
- Lynn, to bolało!
- A mnie to niby nie bolało?! Ja jestem cała mokra, a Tobie ucierpiało tylko ramię! A może wolałabyś, żebym poparzyła Cię całą?! - w rękach Lynn zaczęła formować się ognista kula
- Przestańcie! - zawołałam i w momencie, gdy Evelynn wypuściła z rąk dość dużych rozmiarów kulę ognia pomiędzy nią a Rose dosłownie wyrosła ściana z ziemi i liści, w którą ogień uderzył, a ów ściana natychmiast się zapaliła i każda z nas zaczęła panikować.
      Po chwili Rose była już całkowicie zestresowana i w całym korytarzu zaczął padać deszcz. Lynn zaczęła krzyczeć, nade mną wyrosły jakieś roślinki, przez co nie zmokłam, Nell również była sucha, to chyba tyczy się jej łączności z powietrzem, Rose "wchłaniała" wodę, podejrzewam, że ze względu na jej ramię a Ray stała i wyglądała jak mroczny kosiarz. Dosłownie. Była otoczona czymś ciemnym, powiedziałabym, że nawet czarnym. 
      Roślinki nad moją głową zdawały się zwiększać objętość. Lynn wciąż krzyczała. Przynajmniej ta ściana przestała się palić.
- Rose, wydaje mi się, że już wystarczy tej wody! - powiedziałam przekrzykując szum wody i krzyk Lynn
- Też mi się tak wydaje, ale problem w tym, że dziadkowie mają tu czujniki dymu, no i gdy wykryły dym, to się włączyły. Tym razem to nie moja sprawka - odkrzyknęła
- Ale chyba masz łączność z wodą, co nie? Nie możesz po prostu sprawić, by przestała lecieć?
- Spróbuję
      Sekundach później woda skończyła spryskiwać korytarz. Evelynn wyglądała... Okropnie, krótko mówiąc. Cała parowała, włosy obklejały jej twarz, ciuchy przylepiły się do ciała, a makijaż, cóż, jakby to delikatnie ująć... Lynn wyglądała jak murzyn
- Rose - wycedziła podchodząc do niej, przy okazji kapiąc na podłogę, która już jest zalana
- To nie moja wina. Czujniki się włączyły - odpowiedziała wskazując na sufit
- Przynajmniej wyłączyłaś to ustrojstwo
- I tu właśnie mamy problem - wszystkie spojrzałyśmy na nią pytająco - Nie ja to wyłączyłam
- Ale przecież... - zaczęłam, ale Ray mi przerwała:
- To ja. Posiadam zdolność telekinezy. Po prostu wyobraziłam sobie system wewnątrz tego czujnika i zapragnęłam, by przestał spryskiwać korytarz. Łatwiej jest sobie wyobrażać rzeczy w głowie. Powinnaś kiedyś tego spróbować, Nelly - każda z nas popatrzała na nią zdziwiona, prócz Lynn, która podeszła do niej i powiedziała:
- Nie szło wcześniej?! Widzisz jak wyglądam?! Sama boję się spojrzeć w lustro! A tak w ogóle, to niesprawiedliwe, że wy miałyście jakieś pelerynki, listki i chuj wie co! Właśnie Nell, czemu nie jesteś mokra, nic Cię przecież nie okrywało czy coś
- Myślę, że to ma jakiś związek z powietrzem - zamyśliła się Nell
- Powietrzem? - spytała Lynn głupio
- Ech... Mam przecież z nim łączność, prawda?
- A no fakt. Wybacz, ale woda zmąciła mi mózg. A ty jesteś już prawie sucha! - wskazała na Rose - Jakim kurwa prawem?! Ja pierdolę, dlaczego ja?!
- To chyba dlatego, że woda to mój naturalny żywioł. Ciuchów się to niestety nie tyczy
- Mam to gdzieś. Idę się przebrać i wysuszyć
- A może zostawisz tu ciuchy, a my je wysuszymy? Wiesz, chodzi o to, żeby nie moczyć większej ilości powierzchni
- Jasne - ściągnęła t-shirt i spodnie i wcisnęła je Ray - Jak chcesz się z powrotem wkupić w nasze łaski, to się chociaż do czegoś przydaj - po chwili zniknęła na piętrze
- Przepraszamy za nią, ma po prostu gorący temperament
- Albo okres - odparła Nell od niechcenia. Spojrzałam na nią, a ona stała z zakrytymi ustami. Po chwili odparła - To nie ja, to Nicole
- Słuchaj Nicole, ja dotrzymuję obietnic, więc bądź teraz tak łaskawa i się nie wpierniczaj w nasze życie, przynajmniej na chwilę obecną - powiedziałam podirytowana
- Mówi, że już jej się nudzi.
- To niech się czymś zajmie. Chwilowo mamy na głowie inny problem
- Pyta jaki
- Musimy wysuszyć ciuchy Lynn i Rose, powycierać jakoś podłogę i zająć się Tobą - odwróciłam się do Ray
- Kłamliwa suka - spoglądnęłam na Nell zdezorientowana - Powtarzam słowa Nicole. To wszystko - kiwnęłam głową na znak, że rozumiem
- Więc, mogłabym tu wrócić? - pyta Raven z nadzieją w głosie
- Jeśli mam z tobą porozmawiać, pozbądź się tej czarnej mgiełki. Chcę widzieć Twoją twarz - mówię stanowczo i krzyżuję ręce pod piersiami. Po chwili stoi przede mną już normalna Raven
- Wybaczyłaś mi?
- Chyba kpisz. Myślałaś, że tak po prostu Ci wybaczę? Owszem, popieram Rose i daję Ci drugą szansę, ale stoję głównie po stronie Lynn i żebym Ci wybaczyła, musisz się naprawdę wykazać
- Rozumiem. To ja pójdę teraz wysuszyć ciuchy Evelynn
- Chwila moment. Mam Ci coś jeszcze do powiedzenia - podeszłam do niej tak blisko, że tylko ciuchy Lynn nas oddzielały. Spojrzałam jej w oczy. Nie ujrzałam tam skruchy. Może malutki smutek, ale nic więcej. Po chwili wzięłam duży zamach i bez ostrzeżenia uderzyłam ją z liścia wkładając w to całą moją siłę. Efekt był taki, że cofnęła się kilka kroków, po czym upadła dupą do wody - Jeśli jeszcze raz zawiedziesz moje zaufanie, możesz mnie sobie wymazać z pamięci raz na zawsze. Zapamiętaj to sobie. A teraz możesz już iść. Nell, Rose, pomóżcie mi poszukać mopów. Trzeba to chociaż trochę powycierać, bo jak to wsiąknie to będzie gnój a nie podłoga
      Nelly od razu ze mną poszła, a Rose po chwili, jakby rozważając wszystkie za i przeciw dołączyła do nas. Chwilę nam zajęło zanim znalazłyśmy cokolwiek, czym mogłybyśmy wytrzeć wodę, a raczej nim znalazłyśmy drzwi do piwnicy.
- Ja tam nie zejdę. Nie ma szans - powiedziała przerażona Rose
- Na mnie nie patrz. Nie mam ochoty schodząc po schodach nagle się potknąć i uderzyć w głowę - zaprzeczyła stanowczo Nell
- A ja mam arachnofobię i co? - mówię zestresowana
- Strach przed pająkami nie ma nic do rzeczy. Może jeszcze powiesz, że boisz się ciemności.
- Jak to nie? Skąd wiesz, czy tam nie ma pajęczyn? A ciemności to się też boję
- Jak ostatnio byłam, to nie było. Od kiedy ty się niby boisz ciemności?
- To czemu sama nie zejdziesz?! Ciemności to się boję od kiedy oglądam horrory. Wiem, że to tylko bajki, ale momentami po prostu... 
- Już mówiłam, nie mam zamiaru tak szybko pozwolić na pojawienie się Nicole. A co do horrorów, to masz świętą rację. Jak się je ogląda, to się nic z tego nie robi, ale jak tylko się jakiś skończy, to spierdalasz przed ciemnościami i lustrami jak najszybciej się da
- No - zapadła chwilowa cisza. Wszystko sprowadzało się do jednego, a mianowicie do tego, że to ja będę musiała zejść do piwnicy - Dobra, rozumiem. Już schodzę. Ale wy macie trzymać te drzwi cały czas otwarte, jasne? - pokiwały głowami.
      Zaczęłam schodzić po schodach. Gdy zeszłam na dół, natychmiast oświeciło się światło. Zaskoczyło mnie wnętrze. Było takie... Nowe i czyste. Schody zresztą też były nowe i stabilne
- Masz coś? - spytała Rose z góry
- Jeszcze nie, ale możesz tu zejść i mi pomóc szukać, bo tu jest naprawdę ładnie i miło - odpowiedziałam
- Wiesz co, wolałabym nie. Mam po prostu złe wspomnienia związane z piwnicami
- Spoko
      Rozpoczęłam przeszukiwanie piwnicy. Po kilku minutach znalazłam wreszcie mopy. Schyliłam się po nie, bo leżały na ziemi. Kiedy się wyprostowałam, mój wzrok przykuły staro wyglądające kartki powieszone na ścianie. Gdy przeczytałam jedną z nich, zrozumiałam, że to przepowiednie. Bardzo zaniepokoiła mnie ta, którą właśnie przeczytałam. Postanowiłam, że zostawię te mopy i wezmę przepowiednie na górę, by dziewczyny mogły je przeczytać.
- Nie ma tam mopów? - spytała Rose kiedy weszłam na górę
- Są, ale znalazłam coś ciekawszego - pomachałam im kartkami przed oczami - Zresztą mam pomysł, jak pozbyć się tej wody w mniej męczący sposób. Użyjemy naszych żywiołów - wróciłyśmy do holu
----------------------------------------------------------------------------------
      Tak oto zakończyłam rozdział 23. Jak Wam minął dzień? A mi o 13:30 rozpoczęły się ferie! :D To właśnie ten powód mojego dobrego humoru ^_^ Ponadto mam jeszcze dzisiaj 0 19:00 występ w Chorzowskim Centrum Kultury. Chodzę tam z dwoma koleżankami z klasy na zajęcia wokalne, a wszystkie grupy taneczne, wokalne i aktorskie mają na zakończenie każdego semestru taki występ, żeby pokazać, czego się nauczyliśmy :3 Mam wrażenie, że to zawalę, ale bądźmy optymistami :) Do zobaczenia... Kiedyś tam
                                                                     Janey^^

piątek, 10 stycznia 2014

Przepraszam!

      Przepraszam Was bardzo, że życzeń nie dodałam, jednakże internet mam z limitem, który skończył się tuż przed opublikowaniem tego posta, a pojawia mi się znowu 10 dnia każdego miesiąca. Teraz więc przed Wami spóźnione życzenia i fotki nie zawsze świąteczne bohaterów, gdyż u niektórych nic się nie dało znaleźć :*
Dużo szczęścia, eee... To banalne. Dużo seksu i miłości, aaa... To normalne. Dużo kasy, yyy... Nie wiem skąd. Oj, po prostu Wesołych Świąt i zalanego w trupa Sylwestra xD




       LENA ANGELES, przypatrz się zdjęciu poniżej i zastanów się, do kogo mój mąż jest tu podobny. Po prostu musiałam to dodać :D


























      Poniżej jest fotoshop, ale mniejsza o to ^.^




      Mam nadzieję, że spędziliście miło święta, a w Sylwestra się nie nudziliście, bo jak to mówią: "Jaki Sylwester, taki cały rok". Ale gdyby tak patrzeć na te wszystkie przysłowia, to człowiek by oszalał. Z tego Sylwestrowego wychodzi na to, że cały rok będę pić ajerkoniak :D Rozdział pojawi się w niedzielę lub poniedziałek. Do zobaczenia
                                                                        Janey^^