wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 3

      Jak już was wcześniej poinformowałam, dochodzą dwie nowe bohaterki. Przyjemnego czytania ^^
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
      Spakowałam dużo ciuchów, kosmetyki, buty i szczotkę do włosów. O 22:00 już byłam w łóżku. I tak nie spałam pół nocy. Strasznie się podjarałam naszym wyjazdem. Nastawiłam 2 budziki. Jeden na 9:00, a drugi na 10:00. Za nic w świecie nie chciałam zaspać. Od dzisiaj zaczyna się nieoczekiwana przez nikogo zmiana w moim życiu...
      Gdy się obudziłam, myślałam, że zaspałam. Mama zawsze się krząta w kuchni, a do pracy wychodzi o 8:30. Boże! Ja nie mogłam zaspać! Szybko wstałam i wzięłam telefon. Sprawdziłam godzinę. 8:59. Wow. Obudziłam się przed czasem, i nawet się wyspałam. Niemożliwe. Gdy mój budzik zadzwonił o 9:00, prawie dostałam zawału. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś był taki głośny. Mniejsza o to. Trzeba było dokończyć przygotowania do wyjazdu.
      Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się:
 poczesałam, umalowałam i zeszłam na dół do kuchni. Do lodówki była przyczepiona karteczka:
''Córeczko, w lodówce masz zupę, podgrzej sobie. Miłego lotu! I nie zapomnij zadzwonić jak dolecisz!"
      Nie chciało mi się zbytnio jeść, ale przede mną była długa podróż, więc zrobiłam tak jak kazała mama. Gdy zaczęłam jeść, była 9:55. Zupa oczywiście pyszna. Mama świetnie gotuje. O 10:05 usłyszałam dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto to, ale poszłam otworzyć. Zobaczyłam Nell już z bagażami.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stały?
- Jasne, wchodź. Zapomniałam, że miałaś do mnie przyjść po 10.
- Jak zwykle...
- Oj tam, oj tam. Siadaj. Mamy jeszcze trochę czasu. - usiadłyśmy, ja dokończyłam jeść, pozmywałam, pogadałyśmy, aż w końcu musiałyśmy się już zbierać. Na lotnisko miałyśmy jakieś 30 minut drogi, więc musiałybyśmy wyjść o ok.11:30, ale zaczęłyśmy się zbierać o 11:00, bo mamy szczęście się spóźniać na jakieś ważne wydarzenia.
- Fajne ciuchy:
- powiedziałam.
- Dzięki, twoje też.
- Thx - ubrałam kurtkę, wzięłam bagaż i moim oczom ukazał się czerwony kabriolet.
- Świetne auto, nie? Ciekawe czyje... - powiedziała Nelly.
- Tak, to prawda... - włożyłam ręce do kieszeni i poczułam, że mam tam coś twardego i jakąś karteczkę.
- Co tam masz? - spytała zaciekawiona Nell.
- Nie wiem, zaraz sprawdzę - wyciągnęłam rzeczy i zobaczyłam klucze i małą karteczkę
- No dalej, czytaj - ponagliła mnie Nelly.
- Ok, już. Czytam:
"Córciu, masz tu prezent urodzinowy. Miłej jazdy na lotnisko. Tylko go nie rozbij, pamiętaj, że jeszcze nie masz prawa jazdy!"
 - O, jesus, mam samochód...Ja pierdole, mam własny samochód!!! Kurwa, Nell, to jest spełnienie moich marzeń! Chodź, wypierdalamy na lotnisko! - zaczęłam się tak drzeć, że chyba cała ulica mnie słyszała...Trudno, nie moja wina, czasami nad sobą nie panuję i tyle :D
- Jane, nie wyrażaj się! - powiedziała mama Nelly, gdy wracała z zakupów
- Przepraszam, pani Lovett! - powiedziałam, wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy. Tak się zagadałyśmy, że raz (albo pięć) przejechałam na czerwonym świetle, i raz (albo trzy) prawie nas zabiłam XD Cała ja...
      Gdy dojechałyśmy, była 11:50. Zaczęłyśmy szukać faceta w garniturze, ciemnych okularach i bez bagażu. Trochę to było trudne, bo było dużo ludzi, ale w końcu znalazłyśmy jakiegoś gościa pasującego do opisu. Trzymał kartkę z napisem "Monroe i Lovett". To musiał być on. Podeszłyśmy do niego, a on pierwszy nas zapytał:
- Jane i Nelly?
- Tak, to my - odpowiedziałam
- Świetnie, więc proszę za mną - szliśmy jakieś 5 minut. Gdy oddawaliśmy bagaże, powiedział:
- Myślałem, że żartujecie z tymi bagażami. Nie pomylicie się przy odbiorze?
- Zawsze sprawdzamy co jest w środku. Proste. Mamy po prostu podobny gust, i tyle - powiedziałam.
- Rozumiem. Dobrze, wchodzimy na pokład.
- Już idziemy - powiedziałyśmy razem.
      Gdy weszłyśmy, zajęłyśmy miejsca. Nelly usiadła przy oknie, ja w środku, a facet przy przejściu. Gdy wystartowaliśmy, powiedział:
- Na lostnisku będzie na nas czekała jedna dziewczyna, a w hotelu druga - oniemiałam. Jeszcze jakieś dziewczyny? Niby skąd? Przecież pisało, że tylko dwa bilety są do wygrania...
- Przepraszam, powiedział pan, że będą jeszcze 2 dziewczyny? - Nell chyba czytała mi w myślach - Z tego, co pamiętam, pisało tylko o 2 biletach...
- Owszem, ale to był polski konkurs. Zostały zorganizowane jeszcze 2. Jeden na Florydzie, a drugi w Nowym Yorku. Zrobiliśmy tak dlatego, że chłopców jest 4, więc do ich niespodzianki potrzebne są również 4 dziewczyny.
- Niespodzianki? - spytałam
- Tak. Lubicie śpiewać?
- Tak - odpowiedziałyśmy jednocześnie.
- To dobrze. Mam również nadzieję, że dobrze mówicie po angielsku.
- Oczywiście. Od podstawówki aż do teraz na koniec każdej klasy miałyśmy z angielskiego 5 - powiedziałam
- Dobrze. Radzę wam się przespać. Będziemy lecieć około 9-10 godz, a teraz w LA jest dopiero  4:00 rano, więc kiedy dolecimy, będzie około 13:30, a będzie na was czekało dużo rzeczy, więc musicie być wypoczęte - powiedział i uśmiechnął się przyjacielsko. Wydaje mi się, że skądś go znam, tylko nie wiem skąd...Według tego, co powiedział, ustawiłam nową godzinę w telefonie i nastawiłam budzik na 12:00. Założyłam słuchawki, włączyłam muzę i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Nell prawdopodobnie też szybko usnęła. Rano, przed wyjściem, mówiła mi że usnęła dopiero około 5:00, a obudziła się już o 7:00 z podekscytowania.
      Mój budzik zadzwonił o 12:00 i byłam już wyspana. Nelly dalej spała. Nie dziwię się jej. Ten facet czytał jakąś książkę. Zauważył, że się obudziłam, i powiedział:
- W końcu się obudziłaś. Spałaś strasznie długo. Ja bym tak nie potrafił. Zawsze budzę się trochę wcześniej niż moi znajomi - zupełnie jak Nell...pomyślałam
- Po prostu usnęłam dopiero około 3:00, bo miałam taką podnietę, że nie umiałam zasnąć. Nawet obudziłam się przed budzikiem - uśmiechnął się. Czy ja powiedziałam coś śmiesznego? - Co pana tak bawi?
- Po prostu mówisz trochę jak mój znajomy - znów się uśmiechnął. Nie wiedziałam czy to komplement, ale powiedziałam:
- Yyy...dziękuję?
- Tak, to był komplement. Pasowalibyście do siebie. A tak w ogóle to ile macie lat?
- Nell w lutym skończyła 18, a ja wczoraj.
- Tak myślałem, że macie nie więcej niż 20 lat.
- Eee...komplement?
- Tak.
- No to dzięki - drażniło mnie to, że wogóle nie zdjął okularów i to, że kogoś mi przypomina - Przepraszam, ale kogoś mi pan przypomina...
- Doprawdy?
- Tak.
- Jestem aż tak rozpoznawalny? - powiedział i zdjął okulary. OMG!!! To był James Maslow! Myślałam, że dalej śpię, więc musiałam się uszczypnąć.
- Ał...
- Myślałaś, że nie jestem prawdziwy?
- No...
- Haha...
- Może lepiej załóż te okulary nim Nell się obudzi, bo nie jest przygotowana na spotkanie cię w samolocie i mogłaby zemdleć.
- No dobrze.
- O jakim kumplu mówiłeś?
- Kiedy?
- No wtedy, kiedy powiedziałeś, że mówię trochę jak twój znajomy.
- A, to. Mówiłem o Loganie.
- ...O Loganie Hendersonie?! Serio?!
- No...to źle?
- Nie, to zajebiście! Naprawdę myślisz, że bym do niego pasowała?
- Tak. Zachowujecie się praktycznie tak samo...
- Dzięki! - powiedziałam i miałam jeszcze chwilowy zaciesz, gdy James przerwał moje szczęście.
- W obecności Nelly mów do mnie David. Powiedz, że jesteśmy po imieniu, bo,...bo...bo mam 20 lat, czyli że jesteśmy prawie w tym samym wieku.
- Ok, spoko - odpowiedziałam. Gdy kazali nam zapiąć pasy, bo lądujemy, obudziłam Nell która jeszcze spała. Wylądowaliśmy bez problemów. Gdy znaleźliśmy się poza samolotem, James, errr...David powiedział, że zaprowadzi nas teraz do tej dziewczyny. Byłam ciekawa jak wygląda, ile ma lat itd. Gdy ją znalazł, przedstawiła nam się:
- Siemanko, jestem Evelynn Cole.
- Siemka, jestem Jane Monroe.
- Hejka, ja jestem Nelly Lovett.
- Miło was poznać.
- Nam też - odpowiedziałyśmy razem, a dziewczyna się zaśmiała.
- Evelynn, masz świetne ciuchy
- powiedziałam.
- To prawda. Ja ogólnie raczej nigdy nie założyłabym takich krótkich spodenek, ale ten strój mi się podoba - powiedziała Nell
- Thx. Wasze też są spox. I mówcie mi Lynn.
- Dzięki! - powiedziałam razem z Nelly
- Przepraszam, że przerywam te modowe pogaduszki, ale musimy jechać do hotelu i poznać ostatnią dziewczynę.
- Już idziemy! - krzyknęłyśmy we trzy. James się trochę wystraszył, ale na przyszłość niech wie, że dziewczynom się nie przerywa :) Poszłyśmy za nim do samochodu, kazałam usiąść Nelly z przodu, a ja i Lynn usiadłyśmy z tyłu. Gdy dojechałyśmy, naszym oczom ukazał się cudowny hotel. Pojechałyśmy windą na ostatnie, 20 piętro.
- Ciekawe, komu by się chciało wchodzić na 20 piętro, gdyby windy się zepsuły... - pomyślałam. Pokój miałyśmy 4-osobowy. Ostatnia dziewczyna już tam czekała.
- Cześć, jestem Rose Cast.
- Siemanko, Evelynn Cole. Mów mi Lynn.
- Siemka, Janey Monroe. Mów mi Jane.
- Hej, Nelly Lovett. Możesz mi mówić Nell.
- Ok, miło was poznać.
- Wzajemnie - odparłyśmy chórem.
- Ładne ciuchy
- powiedziała Nelly. Poparłyśmy ją.
- Dziękuję, wasze też.
- Dobrze dziewczyny, przyszykujcie się na spotkanie z Big Time Rush. Macie 2 godziny. Mój zastępca po was przyjdzie. Nazywa się John. Chłopcy zabierają was na dyskotekę. Do zobaczenia!
- Narka! - powiedziałyśmy, ale już go nie było.
      No i zaczęły się zacięte przygotowania. Po pokoju walało się wszystko: ciuchy, kosmetyki, akcesoria. No bo w końcu miałyśmy tylko 2 godziny, więc musiałyśmy się spieszyć...
---------------------------------------------------------------------------------------------
      Ale się rozpisałam...Zdjęcia ciuchów dodałam w ten sposób, bo linki nie działały. Nie wiem czemu. Ale mniejsza o to. Jak zwykle proszę o zostawienie komentarza albo reakcji.
                                                                Janey^^

2 komentarze:

  1. Super normalnie padłam :* ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha nie mogłam *.* Najlepszy moment... Tajemniczym gościem w okularach okazał się nie kto inny tylko James ^.^ "W obecności Nelly mów do mnie David. Powiedz, że jesteśmy po imieniu, bo,...bo...bo mam 20 lat, czyli że jesteśmy prawie w tym samym wieku." -good ;3

    OdpowiedzUsuń