niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 1

      Mam prawie 18 lat. Jestem Jane Monroe. Zwykłą, bezwartościową dziewczyną, pochodzącą z biednej rodziny. Każdy w moim liceum tak myśli. Każdy, oprócz mojej najlepszej i jedynej przyjaciółki - Nelly Lovett. O niej również tak myślą. Znam ją od podstawówki. Bardzo się od siebie różnimy, nie tylko pod względem wyglądu. Ja jestem brunetką, ona blondynką. Ja jestem wygadana i twarda, ona spokojna i wrażliwa. Trzy rzeczy nas łączą. Pierwsza: mamy w domu niesielankę. Druga: kochamy Big Time Rush. Trzecia: mamy wspólne marzenie. Pragniemy uciec do Los Angeles na zawsze i rozpocząć nowe życie, a przy odrobinie szczęścia poznać BTR. Chociaż, w naszym przypadku szansa na to jest jak 1 do 1 000 000 000. Smutne, ale prawdziwe. Takie jest nasze życie. 
      Jest 14:30, lekcje właśnie się skończyły, jednak mówimy rodzicom, że kończymy o 16:10. Chcemy jak najkrócej przeżywać mękę, czy to źle? W tym czasie w zimę zawsze przesiadujemy w naszej ulubionej kawiarence, odrabiając część zadań i plotkując, a latem idziemy do parku poplotkować, oderwać się od rzeczywistości i rodzinnego syfu. Teraz jest jesień, ale zimna, więc poszłyśmy do kawiarni. Dzisiaj nie miałyśmy żadnych zadań, więc miałyśmy więcej czasu na plotki i newsy.
- Jane, nie uwierzysz, co znalazłam w necie! - powiedziała Nelly, gdy usiadłyśmy na naszym standardowym miejscu. W rogu, tak, żeby jak najmniej osób zwracało na nas uwagę. Po prostu się do takiego traktowania przyzwyczaiłyśmy.
- Co takiego? - zapytałam zaciekawiona, bo Nelly nigdy nie była taka podekscytowana. No, może raz, gdy dowiedziała się, że jej rodzice się rozwodzą. Była wtedy naprawdę szczęśliwa. Ale krótko po rozwodzie jej mama znalazła sobie kolejnego pijaka. Ja również nie mam lekko, ale o tym później.
- Znalazłam w necie konkurs, w którym można wygrać dwa bilety do LA i spotkanie z BTR!!! - gdy to usłyszałam, w pierwszym momencie myślałam że robi sobie ze mnie jaja, ale gdy pokazała mi ten konkurs, od razu postanowiłyśmy wziąć w nim udział.
      Polegał on na tym, że trzeba było nagrać jak się śpiewa jakąś piosenkę BTR, a potem wysłać na podany e-mail. Podeszłam do kelnerek i zapytałam:
- Cześć, możemy teraz nagrać piosenkę?- zwracałam się do nich na ty, ponieważ przychodzimy tu z Nelly już od dawna, a poza tym są niewiele starsze od nas. Można je nazwać naszymi znajomymi, bo przecież nie mamy przyjaciół oprócz nas samych. Ja mam Nelly a ona mnie. Nie mamy nikogo innego. Tak było zawsze, i szczerze wątpię, czy to się kiedykolwiek zmieni.
- Jasne, nie ma teraz nikogo oprócz was, a my chętnie posłuchamy jak śpiewacie.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Wybrałyśmy piosenkę "Featuring you" ponieważ jesteśmy dwie. Ja śpiewam za Logana, a Nelly za Kendalla, chociaż ona nie była z tego zbyt zadowolona. Wiem, że wolałaby Jamesa, ale cóż poradzić, jesteśmy tylko my.
      Muszę przyznać, że wyszło nam to całkiem nieźle, nawet dostałyśmy brawa...miło, że komuś się podobało...Przesłuchałyśmy to sobie jeszcze raz i wysłałyśmy. Teraz tylko czekać jakieś 5 dni na ogłoszenie wyników. Jestem pewna, że nam się nie uda, ale nadzieję zawsze można mieć. 
      No cóż, właśnie wybiła 16:00, więc musimy się zbierać, bo do szkoły mamy 10 minut, a potem od szkoły do domów następne 10 minut. Nigdy nie chodzę do szkoły sama, chyba, że Nelly się rozchoruje na maksa, albo jej ojczym urządzi taką libację, że ona musi jemu i jego kumplom przynosić kolejne butelki wódki. A jeżeli się sprzeciwi, dostanie lanie. Już nieraz słyszałam jak ją bije, gdyż mieszkam za ścianą. Nie chciałabym być w jej skórze. Kiedyś pobił jej matkę prawie na śmierć. Ale one nie złożyły nigdy na niego skargi na policję, bo się go boją. Nie dziwię im się. Ja już dawno zrobiłabym to za nie, ale boję się o Nell. Przecież ten menel i tak pomyśli, że to one na niego doniosły.
      A wracając do mojej sytuacji...mój prawdziwy ojciec nie żyje, zmarł w wypadku samochodowym,gdy miałam 8 lat, a mama długi czas leżała w szpitalu, aż w końcu z niego wyszła, ale nie może normalnie chodzić. Gdy tamto auto w nich wrąbało, kawał szkła przebił mamie kolano. Nie można było do końca "złożyć" kolana. Mnie wtedy nie było w samochodzie. Bardzo chciałam wtedy jechać z nimi, ale mama się nie zgodziła. Wtedy im za to dziękowałam, dziś z jednej strony uważam, że chciałabym tam zginąć, nie podzielając losu ofiary niedoszłego gwałtu, z drugiej strony dalej dziękuję, bo nie poznałabym Nell. 
      Wracając do tematu, krótko po śmierci taty mama znalazła sobie nowego faceta. Miałam wtedy 11 lat. Na początku wydawał się spoko, ale ja i tak go nie lubiłam. Po ślubie zaczął ćpać. Gdyby to była marihuana to by mi to może nie przeszkadzało. Ale on bierze mocniejsze dragi. Parę razy lądował już na odwyku, ale mama go wypisywała, bo się go boi. Gdy robi coś nie tak, on jej nie bije, on ją gwałci. Mogłoby się wydawać dziwne, że mąż gwałci żonę, ale taka jest prawda. Ja dla niego nie istnieję. No, prawie. Raz, gdy miałam 17 lat, zażył większą dawkę i stał się bardziej agresywny, a do tego napalony. Mama była wtedy w kuchni i gotowała. On "siedział" w salonie, a ja poszłam po telefon, bo zapomniałam wziąć go ze stołu. Rzucił się na mnie, bo mamy nie było pod ręką, i, jeszcze chwila, a by mnie zgwałcił. Na szczęście mam głośny krzyk i gdyby nie to, mama by mnie nie usłyszała. Wzięła pierwszą lepszą rzecz i uderzyła go w głowę. Niestety, był to tylko wazon, który się rozbił, a on rzucił się wtedy na mamę. Kazała mi uciekać, ale zamiast tego wyszłam na dwór i zadzwoniłam na policję, bo udało mi się pochwycić telefon. Przyjechali po 5 minutach. Ćpuna zabrali na komisariat, my złożyłyśmy zeznania, potem wsadzili go na odwyk, ale gdy mu się poprawiło, wypisali go, i od 3 miesięcy przesiaduje pod naszym domkiem i nas szarpie, licząc, że go wpuścimy. Niedoczekanie jego.
      Wróciłam do domu, mama mnie przywitała, oczywiście wcześniej ten menel znowu mnie zaczepiał. Zjadłam obiad, poszłam na górę, posłuchałam muzy, weszłam na fb i twittera, poszłam się przebrać w piżamę i zaczęłam czytać książkę "Spalona". To jest 7 część cyklu Dom Nocy. To jest po prostu świetne. 
      Praktycznie każdy mój dzień tak wyglądał. Łącznie z moimi urodzinami. Za 5 dni, 12 października kończyłam 18 lat. Pewnie jak zwykle życzenia złożą mi tylko Nelly i kelnerki z naszej kawiarenki. Już 23:00, idę spać.
      Te 5 dni upłynęło jak zwykle. W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Normalnie wstaję o 7:00, ale dzisiaj o 6:00 obudziły mnie krzyki zza ściany. Ten pijus znowu bił Nell. Nie potrafiłam tego słuchać, więc poszłam do łazienki, przemyłam twarz, umyłam zęby, ubrałam się, poczesałam, umalowałam i zeszłam na dół. Mama jak zawsze była uśmiechnięta. Jedna rzecz przykuła moją uwagę: z kuchni dobiegał słodki zapach.
- Córeczko, chodź do mnie na momencik! - krzyknęła z kuchni. Nie lubiałam, jak mówiła do mnie "córeczko", ale cóż poradzić, dla niej wciąż jestem małą dziewczynką.
- Już idę! - zastanawiał mnie ten zapach. Był taaaki słodki...Ku mojemu zdziwieniu, mama zaczęła śpiewać sto lat
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam, sto lat, sto lat, niech żyje nam!!! Wszystkiego najlepszego Janey!!! - Janey to moje pełne imię. Jane to skrócona wersja która mi się bardziej podoba. Byłam bardzo zaskoczona, gdyż ostatni raz mama upiekła mi tort i śpiewała sto lat przed ślubem z menelem. Od tego czasu minęło 7 lat.
- Nie...nie wiem, co powiedzieć...nie spodziewałam się tego...ostatnie wspólne urodziny były tak dawno...- nie umiałam wydusić z siebie słowa
- Może po prostu "dziękuję, wspaniały tort, pięknie zaśpiewane życzenia"? - zaśmiała się mama. Tak dawno nie słyszałam jej szczerego śmiechu...
- A tak, dziękuję, wspaniały tort, pięknie zaśpiewane życzenia - co jak co, ale talent do śpiewania na pewno odziedziczyłam po mamie. Gdy usiadłyśmy i zaczęłyśmy jeść tort, była 7:00. Do wyjścia mam jeszcze 40 minut. Moje myśli uciekły w stronę Nell...mam nadzieję, że nie pobił jej za mocno. Pragnęłam, by była ze mną dzisiaj, w moje urodziny. No i dzisiaj miały być ogłoszone wyniki konkursu...ciekawe, czy...
- Kochanie, wszystko w porządku? Nagle posmutniałaś - mama wszystko zauważy.
- Wiesz mamo, dzisiaj obudziłam się tak wcześnie przez krzyki Nelly...
- Ah, rozumiem...słuchaj, dziś kończycie o 13:30, prawda? Może niech u nas posiedzi do 16:20, co? - mama wiedziała o której tak naprawdę kończymy. Również chciała, aby Nell jak najmniej cierpiała.
- Jeżeli wogóle pójdzie do szkoły...Ale jeżeli pójdzie to jej powiem, na pewno się zgodzi, lubi cię.
- Miło słyszeć - uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Tort był pyszny. Jeszcze dużo zostało. Spojrzałam na zegarek. Była 7:35. Musiałam się już zbierać. Założyłam kurtkę, buty i wzięłam torebkę. Już miałam wychodzić, gdy sobie przypomniałam:
- Mamo, razem z Nell wzięłyśmy udział w konkursie, w którym można wygrać 2 bilety do LA w dwie strony i spotkanie z BTR - nie wiedziałam co odpowie. Bałam się, że nie zgodziłaby się na wyjazd, ale tak się nie stało
- O, świetna nagroda. Dobrze, że wygrałyście. Kiedy wyjeżdżacie?
- Nie mamo, jeszcze nie wiemy czy wygrałyśmy. To się okaże dopiero dzisiaj.
- Aha, ale gdybyście wygrały, to byłoby cudownie! Wiem, jak bardzo chciałabyś zobaczyć miasto aniołów i poznać chłopaków z Big Time Rush. Nie będę cię zatrzymywać. Dobrze, koniec tych pogaduszek. Wychodź już, bo się spóźnisz do szkoły
- Dobrze, dziękuję mamo - podeszłam i przytuliłam ją. - To ja lecę, pa!
- Pa skarbie!
      Bałam się, czy z Nell wszystko w porządku. Gdy wyszłam, moim oczom ukazała się Nell. Cała i zdrowa. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Hej Jane! Wszystkiego najlepszego! Teraz jesteś już tak stara jak ja!
- Hej Nell! Dzięki! Ale za to ostatnie chyba cię uduszę! - zaśmiałam się i udawałam, że ją duszę
- Oj tam, oj tam, nie przesadzaj! A tak w ogóle, czuć od ciebie śmietanką
- To pewnie dlatego, że jadłam tort śmietankowy. Mama upiekła
- Serio? To świetnie!
- Dla ciebie też jeszcze zostało. Jesteś do nas zaproszona po lekcjach na torcik ^^
- Dzięki! Musimy jeszcze sprawdzić wyniki konkursu
- Wiem o tym, przecież bym nie zapomniała! - zaczęłyśmy się śmiać, bo miałam naprawdę dziurawą pamięć.
      Lekcje się skończyły, poszłyśmy do mnie, zjadłyśmy jeszcze tortu, sprawdziłyśmy wyniki konkursu, i ja o mało co nie spadłam z krzesła, a Nelly zemdlała. Szok totalny! Wygrałyśmy! Piszczałyśmy i miałyśmy zaciesz jeszcze długi czas. Napisano, że się z nami skontaktują, w celu ustalenia terminu naszego wylotu. Już nie mogłyśmy się doczekać...
---------------------------------------------------------------------------------------------
      Witam wszystkich na moim blogu Nieoczekiwana zmiana...Dopiero zaczynam pisać, więc proszę o dobitną szczerość. Proszę również, aby każdy kto tu był zostawił komentarz.
                                                                    Janey ^^

2 komentarze:

  1. Ciekawe pomysły. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam czytać od początku i stwierdzam, że naprawdę fajnie się zaczyna :) Ciekawy pomysł i trochę smutna historia dziewczyn ;( Muszę jednak nadrobić wszystkie rozdziały, żeby ocenić twojego bloga dobitnie xD :D I chociaż nie jestem fanką BTR to i tak miło czyta się o nich ;) Gdy bd miała czas od razu przeczytam całość (czyli kilkanaście notek ^^)! ;***

    ps. nie chce robić chamskich reklam, ale wpadaj jeśli chcesz:
    http://my-amazing-lovestory.blogspot.com/
    wpadaj jeśli bd chciała ;)

    OdpowiedzUsuń