Hej wszystkim po tak długiej przerwie. Na zielonej szkole nie było najgorzej, ale najlepiej też nie. Pogoda była świetna, ale czasami zachowanie klasy i niektóre wycieczki doprowadzały mnie do szału. Mieliśmy również różne konkurencje. Ogólnie nasza klasa wygrała^^ W końcu :p A teraz zapraszam na rozdział 11. Miłego czytania.
---------------------------------------------------------------------------------------------
*z pkt. Raven*
- Chodź tu, chcę Cię przedstawić - powiedział Tom, a ja wiedziałam że mówi do mnie.
- Ok, już idę - odpowiedziałam, odwróciłam się i powiedziałam - Jestem Raven Jackson.
- ... - reakcja dziewczyn
- Dla znajomych Ray - powiedziałam i wyciągnęłam do nich rękę na przywitanie
- Cieszę się, że znowu Cię widzę - powiedziała niska brunetka przytulając mnie
- Ech...My się znamy?
- Tak, to ja, Jane Monroe. Pamiętasz mnie? - odpowiedziała odsuwając się ode mnie i patrząc mi w oczy tak, bym mogła zobaczyć jej twarz.
- To...To naprawdę ty?
- No jak widać. To co, mieszkasz w Paryżu?
- Nie. W Rzymie. Tutaj przyjechałam tylko z powodu dzisiejszego koncertu. Chłopcy po mnie zadzwonili i powiedzieli, że nie umieli znaleźć do zespołu na moje miejsce nikogo tak świetnego jak ja, więc przyjechałam.
- To jak, długo mieszkasz już poza Polską?
- Od końca przedszkola...
- A więc dlatego nie umiałam się dostać do twojego domu, a gdy już tam weszłam był pusty...
- To ty nie wiedziałaś?
- A niby skąd miałam wiedzieć?
- Poprosiłam mojego ojczyma, żeby Ci przekazał, że wyjeżdżamy. No ale cóż, mogłam się po nim tego spodziewać, że nic Ci nie powie...
- Aha...Ojczyma? Przecież ty nie miałaś wtedy ojczyma...
- To nie był przecież mój biologiczny ojciec.
- Nie...?
- A no tak. Nie zdążyłam Ci tego powiedzieć. W dzień w którym powiedziałam że Cię nienawidzę itd. chciałam Ci powiedzieć co odkryłam.
- To mów teraz, jeśli chcesz.
- No to tak: Jak widzisz jestem brunetką, o ciemnych oczach i ciemnej karnacji.
- No...
- Jeśli pamiętasz, moja mama była brunetką, o niebieskich oczach i jasnej karnacji.
- No, tak, miała wyjątkową urodę...
- A mój ojczym był blondynem, o zielonych oczach i również jasnej karnacji.
- Do czego zmierzasz? I dlaczego powiedziałaś mama była, ojczym był.
- Cóż, obydwoje nie żyją, dlatego użyłam czasu przeszłego.
- ...
- No ale zapytałaś się też, do czego zmierzam. Więc. Po pierwsze, jak byłam mała znalazłam zdjęcie mamy z czasów nastoletnich, zanim pojawiłam się ja.
- No i?
- Sama zobacz - powiedziałam i pokazałam jej zdjęcie.
- Blondynka...?! Ale...Jak to?
- Przeszukałam też albumy w poszukiwaniu innych jej zdjęć. I znalazłam. Na wszystkich z czasów dzieciństwa i nastoletnich była blondynką
- A to oznacza...
- Że żadne z nich nie było moim biologicznym rodzicem. Super, nie?
- ...No...
- Ale i tak dowiedziałam się, kto jest moimi prawdziwymi rodzicami, a raczej kim byli. Obydwoje nie żyją.
- ...
- Więc tak: Mama nazywała się Emily Jackson. Mam jej zdjęcie - powiedziałam i pokazałam je Jane.
- Wyglądasz podobnie...
- A tata nazywał się John Monroe. Tego dowiedziałam się wczoraj wieczorem, na lotnisku.
- Czyli wiesz, że my...
- Jesteśmy siostrami. Cieszę się z tego. Pani Mon...znaczy się babcia wspominała też o 3 innych dziewczynach. To pewnie wy - spojrzałam na 3 dziewczyny stojące przy nas.
- Tak, we własnej osobie. Jestem Evelynn. Ale mów mi Lynn - powiedziała brunetka.
- Skoro ty jesteś Lynn, to ty pewnie jesteś Rose - powiedziałam zwracając się do innej brunetki
- Tak, to ja.
- A ty musisz być Nelly - zwróciłam się do blondynki
- Tak.
- Fajnie was poznać, siostry
- Nam ciebie też - powiedziała Lynn z uśmiechem na ustach
- A jak to się stało, że twoja mama nie żyje, a twoi przybrani rodzice również. Jeśli można wiedzieć oczywiście - zapytała Jane
- Opowiem wam. Gdy mój ojczym się dowiedział, że nie jestem jego, zakatował mamę na śmierć. To było zanim zaczęłam przedszkole.
- Mówisz o Emily?
- Tak. Krótko po tym znalazł sobie nową żonę, czyli tą blondynkę.
- Hm.
- Jednakże, kilka dni po zakończeniu przedszkola, strzelił jej w głowę. Wtedy umarła.
- Że...Że jak?!
- No, tak. I to wszystko na moich oczach...
- A-Ale dlaczego?
- Dowiedział się, że jest w ciąży. Nie z nim. Gdy tylko się dowiedział, wpadł w szał, wziął pistolet i strzelił jej 3 razy w głowę. Nie mogła tego przeżyć.
- Matko, to straszne...
- Wiem. Z powodu jej śmierci ojczym musiał uciekać z kraju, żeby go nie namierzyli. Mnie niestety też musiał wziąć ze sobą.
- Niestety?
- No. Wywiózł mnie tu, do Paryża. W gimnazjum poznałam Jake'a i Toma. Od tego czasu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Oczywiście, skoro są moimi najlepszymi przyjaciółmi, nigdy nie miałam przed nimi tajemnic. A to oznacza, że wiedzą o wszystkim, co robił mi ten ciul.
- A co takiego ci robił?
- Gdy skończyłam 13 lat zaczął mnie molestować i bić. Kiedy skończyłam 15 lat zgwałcił mnie. Nie mogłam mu tego podarować. Gdy poszłam do niego i zapytałam się, czemu mi to zrobił, zwyczajnie się na mnie rzucił. Jeszcze chwila i by mnie ususił, gdyby nie Jake. Odciągnął go ode mnie. Ale nie mogłam patrzeć na to, jak ten debil katuje mojego najlepszego przyjaciela. Przypomniałam sobie, że w komodzie trzyma pistolet. Pobiegłam po niego. Gdy wróciłam do nich, Jake był prawie martwy. Bez zastanowienia strzeliłam do ojczyma. Nie wiem ile razy, ale na pewno dużo. Zadzwoniłam na pogotowie, żeby zabrali Jake'a do szpitala. Jak widać, teraz nic mu nie ma. Ale wtedy wyglądał strasznie. Był zmasakrowany. A wszystko przeze mnie - mówiąc to czułam jak łzy napływają mi do oczu. Głos mi się załamywał.
Wtedy Jake podszedł do mnie, przytulił mnie i powiedział:
- To nie przez ciebie. Ja dokonałem wyboru, czy Ci pomóc, czy nie. Gdy stanąłem w drzwiach i zobaczyłem jak Cię dusi, mogłem po prostu stamtąd uciec i udawać, że nigdy mnie tam nie było. Ja jednak nie mogłem na to tak po prostu patrzeć, więc odciągnąłem go od ciebie. Dziękuję Ci również, że mnie uratowałaś. Gdyby nie ty, mógłbym być już martwy.
- Gdyby nie ja, to mogłoby się nigdy nie zdarzyć...Przepraszam
- Nie przepraszaj. Przecież nic mi już nie jest.
- Wiem, ale czuję się winna - w tym momencie moje nerwy wzięły górę i się rozpłakałam.
Za każdym razem, kiedy przypominałam sobie wydarzenia z tamtego dnia oraz to, że mnie molestowano itd, po prostu zaczynam ryczeć. Nie jestem w stanie wytrzymać tego psychicznie.
- Masz, wytrzyj się - powiedział Jake podając mi chusteczkę.
- Dzięki.
- A myślałam, że to ja miałam się źle... - usłyszałam cichy głos Nelly.
- A czemu tak myślałaś?
Nelly opowiedziała mi swoją historię. Słychać było jak jej głos też się załamywał. Uroniła kilka łez. Żal mi jej. Ale widać było, że cieszyła się ze śmierci tego pijusa. Na jej miejscu też bym się cieszyła.
Później Jane opowiedziała swoją. Też miała straszne życie. Widać, nie ja jedna, pomyślałam. Ale mnie i tak nie przebiją. Postanowiłam, że dokończę moją historię.
- Gdy tylko Jake'owi się polepszyło, czyli po jakimś tygodniu, zadzwoniłam na policję i powiedziałam, że zabiłam człowieka. Oni oczywiście przeprowadzili śledztwo itd. Uznano, że działałam w obronie własnej i innego człowieka, więc zostałam niewinna. 2 miesiące później od dnia mojego gwałtu, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wzięłam nóż i wbiłam go sobie w brzuch. Nie chciałam tego dziecka, a tym bardziej nie chciałam żyć. Uznałam więc, że zabicie się może być dobrym sposobem na zakończenie mojego cierpienia. Ale to mi się nie udało, jak widać. W momencie, w którym chciałam sobie wbić ten nóż, zadzwonił Jake. Pytał się o to, czy jakoś się trzymam po tym, jak się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Odpowiedziałam mu, cytuję:
- Nie, Jake. Nie jest dobrze. Nie mam zamiaru urodzić dziecka mordercy, gwałciciela i pedofila. Nie jestem w stanie znieść tego psychicznie. Wybacz mi. Nie dzwoń więcej, bo i tak nikt Ci nie odbierze. Żegnaj."
- I w tym momencie wbiłam sobie nóż w brzuch i rozłączyłam się. Słyszałam, jak telefon jeszcze dzwonił. Później film mi się urwał. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu. Przy moim łóżku spał Jake, a po chwili przyszedł Tom. Gdy zobaczył, że się obudziłam, natychmiast obudził Jake'a. Ten mnie przytulił i powiedział, żebym więcej tego nie robiła. Później przyszedł lekarz i powiedział, że dziecka nie dało się uratować. Całe szczęście, powiedziałam. Facet dziwnie się na mnie popatrzył, ale nie zadawał więcej pytań. Przy moim wypisywaniu ze szpitala powiedzieli mi, że dobrze by było, gdyby ktoś miał na mnie oko. Jake się zgodził.
- To dobrze, prawda?
- Tak, ale i tak dalej chciałam się zabić. Raz chciałam się powiesić, ale żyrandol się urwał. Innym razem chciałam się pociąć, ale nie miałam tyle odwagi. Aż w końcu wpadłam na pomysł, żeby przedawkować albo zażyć mnóstwo tabletek usypiających tak, bym już nie mogła się obudzić. Stwierdziłam, że zrobię to i to. Poszukałam jakiegoś dilera na mieście. Gdy tylko im się dużo zapłaci, są w stanie milczeć po grób. Nie mam pojęcia co mi sprzedał. Kupiłam również tabletki usypiające. Gdy wróciłam do domu, poszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Najpierw zażyłam tabletki usypiające, a potem jakieś drugi. Wszystkie. Film urwał mi się praktycznie od razu.
- Ale żyjesz.
- No właśnie...Dalej mnie to dziwi.
- Dlaczego?
- Może teraz ja odpowiem - powiedział Jacob
- Dobrze
- No więc, widziałem jak Ray zamyka się w łazience. Siedziała tam już dobre 15-20 minut. Postanowiłem więc zapukać. Nikt mi nie odpowiedział. Zacząłem dobijać się do drzwi. Dalej nic. Wyważyłem więc drzwi i zobaczyłem, jak Ray leży na podłodze. Obok niej zauważyłem opakowanie po tabletkach nasennych i jakiś pusty woreczek. Sprawdziłem jej puls. Wciąż oddychała. Zawiozłem ją więc do szpitala. Tam mimo wielkich trudów udało się ją uratować.
- Ale jedno mnie dziwi. Gdy się obudziłam, leżałam w moim pokoju u Jake'a. Nie w szpitalu - powiedziałam
- To dlatego, że powiedzieli, że mogę Cię zabrać do domu i tam się tobą zajmować.
- Nie musiałeś.
- Musiałem
- Dlaczego?
- Bo...Bo jesteś dla mnie ważna.
- To jest oczywiste, skoro jestem twoją najlepszą przyjaciółką, prawda?
---------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Wybaczcie, ale następny rozdział pojawi się jutro bądź pojutrze, ponieważ dzisiaj już nie zdążę. Ale obiecuję, że na pewno pojawi się w ten weekend. To będzie tak jakby część 2 tego rozdziału. Komentarze oczywiście mile widziane. Do zobaczenia.
Janey^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz